Pędząc mostem do świata symulacji

"Project CARS" powstał z miłości do wyścigów samochodowych. Oczywiście, za całością kryła się chęć zarobienia pieniędzy na gotowej grze, jednak od chwili włączenia tej "ścigałki" czuć, że
"Project CARS" powstał z miłości do wyścigów samochodowych. Oczywiście, za całością kryła się chęć zarobienia pieniędzy na gotowej grze, jednak od chwili włączenia tej "ścigałki" czuć, że przygotowywali ją pasjonaci. A za takich należy uznać twórców ze Slighty Mad Studios.



Ich debiutanckim tytułem był "Need for Speed: Shift", który przenosił osławioną serię gier samochodowych z ulic na tory. Przy okazji wprowadzał odrobinę symulacyjnego zacięcia, która dla wielu miłośników cyklu była trudna w odbiorze. Kilka lat później dopieszczono koncepcję w "Shift 2: Unleashed", tworząc naprawdę udaną produkcję. To, co mocno zapadło mi w pamięć w drugiej odsłonie cyklu, to bardzo efektownie ukazana jazda po zmierzchu, nietypowy, acz zaskakująco wygodny widok z wewnątrz kasku kierowcy oraz umiejętne pogodzenie poziomu skomplikowania gry, który stawał się zjadliwy i dla amatorów, i dla trochę bardziej zaawansowanych wirtualnych kierowców.



Electronic Arts chyba jednak nie było zbyt zadowolone z wyników sprzedaży, ponieważ trzeciego "Shifta" już się nie doczekaliśmy. Ekipa z brytyjskiego studia zabrała się za robienie gry poświęconej Ferrarri pod marką "Test Drive" oraz ruszyła ze zbiórką społecznościową na autorską produkcję pt. "Project CARS".

Udział społeczności nie ograniczył się do rzucenia garścią miedziaków do skarbonki. Na forum toczyły się wielowątkowe dyskusje dotyczące zawartości gry, a konsultantami przy projekcie zostali m.in. Ben Collins, czyli jeden ze Stigów z programu "Top Gear", i Nicolas Hamilton, brytyjski kierowca wyścigowy, prywatnie brat Lewisa Hamiltona. Tego z Formuły 1.



Po kilkukrotnym przesuwaniu premiery "Project CARS" w końcu ujrzał światło dzienne. I już teraz mogę napisać, że jest to jedna z ciekawszych gier wyścigowych ostatnich lat.

Wszystko w "Project CARS" zostało stworzone z myślą o swobodzie wyboru. Liczba dostępnych opcji na początku oszałamia. Nic nie zmusza nas do konkretnych działań. Macie ochotę na szybki wyścig z pominięciem eliminacji? Proszę bardzo. A może pełen weekend wyścigowy zawierający treningi, kwalifikacje i rozgrzewki? Załatwione. Jazda w ciągu dnia? Jazda w środku nocy? W deszczu, we mgle, przy oślepiającym słońcu? Zmiana kilku nastaw i dostajecie to, co chcecie. Wasz pierwszy kontakt z grą ma się odbyć za kierownicą McLarena P1? Nic nie stoi na przeszkodzie. Żadnego żmudnego przebijania się przez kolejne etapy kariery, ciułania kudosów czy innej waluty, aby kupić do swojego garażu wymarzony pojazd. "Project CARS" został skonstruowany tak, żeby ścigać się jak chcecie, bez sztucznego udziwnienia.


Jeśli jednak musicie mieć motywator do zabawy, to w grze istnieje coś takiego jak kariera. Wygląda on podobnie jak w innych tego typu tytułach. Podpisujecie kontrakt z jedną z kilku stajni samochodowych i bierzecie udział w cyklu zawodów. Twórcy na tym etapie próbują budować otoczkę realizmu poprzez przeglądanie nadchodzących maili od kierowników zespołu czy czytanie "tweetów" fanów, jednak to taka wydmuszka, dodana trochę na siłę. O bezsensowności trybu kariery świadczy też fakt, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby od razu wybrać najwyższą klasę wyścigową. Nie trzeba się przebijać przez kolejne sezony, wystarczy wybrać interesującą nas serię. Choć jest to spójne z koncepcją pozostawienia wyboru graczowi, odbiera jakikolwiek sens brnięcia w tryb kariery. Szybciej i łatwiej jest po prostu wybrać pojedynczy wyścig i usiąść za kierownicą bolidu.



"Project CARS" niestety nie zachwyca dużym parkiem maszyn. Dominują tu europejskie marki takie jak BMW, Renault, Lotus, Mercedes-Benz oraz bardziej egzotyczne pojazdy w stylu Radicala SR3 czy Ginetty G55. Rynek azjatycki reprezentuje jedynie Mitsubishi Lancer Evo X, amerykańskie dwa modele Forda Mustanga. Łącznie mamy trochę ponad 60 modeli aut, co jest liczbą nad wyraz skromną. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że dość dobrze wpasowują się one w torowy charakter wyścigów. Liczę na to, że z czasem kolejne DLC uzupełnią braki.




Przejdźmy jednak do najważniejszej kwestii, czyli do tego, jak się w "Project CARS" jeździ. W tej kwestii znów miło zaskakuje nas możliwość precyzyjnego ustawienia każdego parametru. Twórcy dążyli do tego, aby ich gra była przyjazna dla amatorów, ale dawała też wyzwanie weteranom torów. Z czystym sumieniem mogę określić "Project CARS" pomostem pomiędzy zręcznościówką a symulacją. Jeśli kiedykolwiek zapragnęliście czegoś bardziej wymagającego od gry samochodowej, ale brakowało Wam samozaparcia do opanowania Factora albo Assetto Corsy, to właśnie czytacie recenzję pozycji dla Was. Włączenie większości asyst pozwala na wygrywanie z łatwością każdego wyścigu, pozbawienie się ułatwień stawia przed Wami nie lada wyzwanie.



Swoją przygodę z "Project CARS" rozpocząłem na Xboksie One. Przy braku kierownicy zostałem skazany na sterowanie padem. Jest to całkiem rozsądny kontroler, jednak dopiero po tym, jak znalazłem w odmętach sieci sugerowane ustawienia czułości gałek, martwych stref i innych takich. Utrzymanie w ryzach tylnonapędowca z przerostem momentu obrotowego jest sukcesem samym w sobie, a dojechanie do mety w jednym kawałku powodem do otwarcia szampana Piccolo. Dopiero przesiadka na PC z dołączoną kierownicą dało mi pełną satysfakcję z zabawy. Nie twierdzę, że pad jest kiepskim kontrolerem – kilku moich znajomych z dużym powodzeniem potrafiło okiełznać w ten sposób najbardziej narowiste bestie.



Model jazdy pozwala bardzo dobrze czuć wirtualny samochód. Inaczej musimy obchodzić się z autem mającym zimne opony, wyraźnie odczuwalna jest masa konstrukcji i ustawienia siły dohamowania. Podejrzewam, że fanatycy będą mieć trochę zastrzeżeń, ale "Project CARS" w moim odczuciu nie jest takim stuprocentowym symulatorem. Ma bawić i stawiać wyzwania, a nie prowadzić do niepotrzebnej frustracji.

Branie udziału w zawodach wymusza na nas pełne skupienie przez cały czas trwania wyścigów. Sztuczna inteligencja przeciwników jest bardzo dobrze skonstruowana. Nie uświadczymy tutaj motoryzacyjnej stonogi, czyli rządku aut jadących jak po sznurku. Wirtualni kierowcy walczą między sobą, popełniają błędy, ale też potrafią "cisnąć" nam zderzak przez większość trasy, czekając na nasz najmniejszy błąd. Jeśli dodamy sobie do tego zmienne warunki pogodowe (np. start przy ostrym letnim słońcu, a następnie szybkie przyjście mgły i ulewy z piorunami) i przyspieszony upływ czasu (ruszamy w ciągu dnia, kończymy w środku nocy), to po ukończonym przejeździe będziecie wycierać pot z czoła.



Twórcy zaserwowali nam najbardziej znane miejsca samochodowych zmagań. Każdy miłośnik wyścigów z pewnością kojarzy takie nazwy, jak: Donington Park, Imola, Watkins Glen, Monza, Spa czy Silversone. Łącznie autentycznych tras jest ponad dwadzieścia, z czego część z nich występuje dodatkowo w różnych konfiguracjach. Na dokładkę mamy także kilka torów i odcinków stworzonych jedynie na potrzeby "Project CARS". Każda z miejscówek prezentuje się bardzo porządnie, acz są one trochę za sterylne. Na szczęście podczas pędzenia na złamanie karku przestaje mieć to dla nas jakiekolwiek znaczenie.

Duże słowa uznania należą się ludziom odpowiedzialnym za modele aut. Te są wypielęgnowane do granic możliwości. Każde załamanie karoserii czy wyposażenie wnętrza to majstersztyk. Zdecydowanie pierwsza liga.



Największe wrażenie zrobiły na mnie jednak efekty pogodowe. Ostre światło słoneczne przebijające się przez drzewa i oślepiające podczas jazdy, strugi deszczu zalewające przednią szybę, snopy świateł z reflektorów prześlizgujące się po bandach i otoczeniu toru, rozbijające panujący mrok... Rewelacja.

Nie ma się co jednak oszukiwać. Aby wycisnąć maksimum efektów wizualnych, trzeba dysponować naprawdę mocnym sprzętem. Na komputerze z procesorem Core i7, kartą graficzną GeForce GTX 970 bez większych problemów dało się uzyskać stałe 60 klatek animacji na sekundę podczas wyścigu w rozdzielczości Full HD. Gracze decydujący się na zabawę na konsoli Xbox One otrzymają grę działająca w rozdzielczości 900p oraz mniejszej liczbie FPS-ów. Ta oscyluje średnio na poziomie 35-45 klatek. Nie jest to zły wynik i pozwala na dobrą zabawę. Różnicę poczułem dopiero wtedy, kiedy przesiadłem się na peceta.



"Project CARS" to jedna z lepszych gier wyścigowych "z aspiracjami" ostatnich lat. Swoboda w ustawieniu prawie każdego parametru rozgrywki, od długości trwania wyścigu, przez warunki pogodowe, liczbę i poziom zaawansowania oponentów, aż po konkretne nastawy bolidu powodują, że każdy może odnaleźć się w tej produkcji. To także idealny przedsionek do "poważniejszych" symulacyjnych tytułów. Szkoda trochę niedopieszczonego trybu kariery, ale wyraźnie widać, że twórcom przyświecało hasło "Wolność przede wszystkim". Jeśli oczekujecie od gry wyścigowej czegoś więcej niż ciągłego trzymania gazu do dechy, to otrzymaliście swój tytuł roku.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones